Wypowiedzi pomeczowe.
Trenerzy obu zespołów, Dietmar Brehmer i Jaromir Wieprzęć oraz strzelec samobójczej bramki Przemysław Gałecki oceniają sobotnie spotkanie Rozwoju Katowice ze Stalą Stalowa Wola.
Dietmar Brehmer (trener Rozwoju): „Gratuluję trenerowi wspaniałego wyniku i bardzo dobrej gry. Jeśli chodzi o inne aspekty – nie mam wiele do powiedzenia. Nie jest to łatwa sytuacja dla mnie i zawodników. Dwa kluczowe momenty to strata bramki na 1:2 i chwilę później czerwona kartka. Wszystko posypało się jak domek z kart. Musimy się w tym wszystkim znaleźć. Czeka nas ciężki tydzień, ale wszystko, co w nim zrobimy, będzie po to, by podnieść się w Wałbrzychu, być inną drużyną. Zresztą, dziś byliśmy drużyną tylko w pierwszej połowie. W drugiej w zasadzie nie istnieliśmy.”
Jaromir Wieprzęć (trener Stali): „Cóż można powiedzieć po takim spotkaniu? Przyjeżdżaliśmy tu wiedząc, że czeka nas bardzo ciężki mecz z zespołem, który potrafi grać w piłkę, lubi utrzymywać się przy niej i ma bardzo ruchliwych zawodników. Tak było szczególnie w pierwszej połowie. Tym większe słowa podziękowania dla moich chłopaków, że przegrywając 0:1 do przerwy, w drugiej połowie zagrali jak na warunki drugiej ligi koncertowo. Raz jeszcze wielkie słowa podziękowania i uznania dla nich.
Jak się zakłada i zakład się przegrywa, to trzeba go zrealizować, to sprawa honorowa. Ale mogę się zakładać tak co mecz. A założyłem się z Adrianem Bartkiewiczem, o to czy strzeli gola w Katowicach czy nie, strzelił i wygrał zakład. Dobrze, że nie strzelił jeszcze drugiej bramki, bo miało być jeszcze coś gorszego dla mnie, ale nie powiem co, to tajemnica (śmiech). To nie jest tak, że zagraliśmy w Katowicach bezbłędnie, ale jak się wygrywa 5:1 na wyjeździe, to tylko czapki z głów przed chłopakami. Druga połowa była koncertowa. Szczerze, to nie pamiętam, kiedy Stal wygrała w takich rozmiarach spotkanie wyjazdowe.”
Przemysław Gałecki (piłkarz Rozwoju): „Wyglądaliśmy jak chłopcy z placu. To skandal! Tak nie można. Graliśmy gorzej niż dzieci na jakimś orliku. Przed przerwą nie graliśmy wybitnie, ale byliśmy poukładani. Później jedna bramka, druga, trzecia – i potoczyło się to nie w tę stronę, w którą powinno. Oby skończyło się tak, jak półtora roku temu po Kluczborku, gdzie dostaliśmy „piątkę”, a potem była seria zwycięstwa. Ale żeby tak było, musimy wziąć się do kupy i pracować trzy razy ciężej. Praktycznie każda akcja, którą Stal przeprowadzała, każda kontra, z którą wychodzili rywale, kończyła się bramką. Tak nie może być.”
źródło: echodnia.eu/rozwoj.info.pl