Porażka w Limanowej.
Piłkarze Stali Stalowa Wola przegrali na inaugurację nowego sezonu w drugiej lidze z Limanovią w Limanowej 0:2 (0:1).
Limanovia Limanowa – Stal Stalowa Wola 2:0 (1:0)
Bramki: 1:0 Marcin Chmiest 45+1, 2:0 Mateusz Niechciał 84.
Stal: Wietecha – Bartkiewicz Ż, Czarny Ż, Bogacz, Michałek, Pigan, Argasiński, Kałat, Giel, Kantor, Płonka.
Limanovia: Sotnicki – Gryźlak, Mysiak, Kulewicz Ż, Niechciał, Piwowarczyk, Wilk Ż, Pietras Ż, Skiba, Serafin, Chmiest Ż.
Zmiany: Stal: 46′ Mikołajczak ŻŻCZ za Kałata, 46′ P. Tur za Pigana, 64′ Sekulski za Płonkę; Limanovia: 60′ Zawadzki Ż 2 za Skibę, Waksmundzki za Serafina, 84′ Czajka za Chmiesta, 86′ Majcher za Wilka.
W meczu nie obyło się bez sędziowskich kontrowersji, arbitrzy między innymi nie uznali „Stalówce” gola w drugiej połowie. Trener Jaromir Wieprzęć mówił jednak wprost, że przegrał on, przegrał jego zespół i nie chce szukać winy u sędziów.
Zanim rozpoczął się mecz zebranych na stadionie pobłogosławił miejscowy kapelan. I sędzia Sylwester Rasmus z Torunia rozpoczął mecz.
GOL DO SZATNI
W pierwszej połowie najlepszą okazję w Stali miał młodzieżowiec Dawid Pigan, po strzale którego piłka odbiła się od poprzeczki. Wśród miejscowych Józef Piwowarczyk uderzył z ostrego kąta, ale piłka nie trafiła w cel. Wielkich emocji w pierwszej połowie nie było, miejscowi kibice nawet od czasu do czasu wyrażali swoją dezaprobatę gwizdami, ale w doliczonym czasie gry w pierwszej połowie wychwalali już swój zespół i bili mu brawa. Bo padła bramka „do szatni” dla gospodarzy. Sędzia pozwolił jeszcze w doliczonym czasie Limanovii wykonać rzut rożny, błąd popełniła defensywa Stali i Marcin Chmiest z bliska skierował piłkę głową do bramki.
W pierwszej połowie sędzia zarządził jedną przerwę na uzupełnienie napojów, ale po zakończeniu pierwszej części spotkania w Limanowej mocno się rozpadało, rzęsisty deszcz nie ustawał i trójka sędziowska zaczęła przez to drugą połowę z lekkim poślizgiem, ku irytacji głośno wyrażającego swoje niezadowolenie przed szatnią trenera Jaromira Wieprzęcia. Nie mieli lekko też kibice, bo na stadionie w Limanowej nie ma zadaszenia. Niektórzy przyjezdni zastanawiali się, patrząc na miejscowy stadion, jak Limanovia otrzymała licencję na grę w drugiej lidze, na meczu był zresztą obecny obserwator Polskiego Związku Piłki Nożnej, Krzysztof Smulski.
JUŻ SIĘ CIESZYLI
Po pierwszej połowie piłkarze i trenerzy gości oraz kilkunastu sympatyków Stali, którzy pojawili się na trybunach w Limanowej (gospodarze wcześniej zdecydowali, że nie wpuszczą zorganizowanej grupy kibiców gości) nie mieli wesołych min. W drugiej połowie trener Wieprzęć zdecydował się na zmiany, weszli na boisko Patryk Tur, Radosław Mikołajczak, a potem jeszcze Łukasz Sekulski. Ładnie uderzył z rzutu wolnego Mateusz Argasiński, ale pomylił się o centymetry. Goście, grający bez kontuzjowanych Damiana Łanuchy i Michała Kachniarza, starali się doprowadzić do wyrównania i piłka w końcu wpadła do siatki Limanovii. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego „Argasia” piłka nieoczekiwanie trafiła bezpośrednio do bramki, nasi już się cieszyli, wyglądało na to, że sędzia główny też uznał gola i… arbiter boczny, Paulina Baranowska, zasygnalizowała „spalonego”. A arbiter główny po konsultacji ze swoją asystentką gola ostatecznie nie uznał…
To nie koniec nieszczęść, bo w 79 minucie z boiska wyleciał za drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę Radosław Mikołajczak, to była kolejna kontrowersyjna sytuacja, bo faul piłkarza Stali według gości nie nadawał się na taką karę. Szkoda, że wcześniej sędzia nie zauważył, jak Michał Gryźlak popchnął jednego ze „Stalowców”. A w 84 padł drugi gol dla miejscowych, po strzale Mateusza Niechciała.
Po meczu powiedzieli:
Jaromir Wieprzęć, trener Stali: – Przespana została pierwsza połowa przez mój zespół, obudziliśmy się w drugiej połowie. Prosty błąd przy stałym fragmencie gry, 46 minuta, straciliśmy bramkę. Na temat pracy sędziego nie chcę się wypowiadać, dla mnie bramka dla nas padła prawidłowo, czerwona kartka dla Mikołajczaka myślę też, że sędzia się pospieszył, to nie był faul na żółtą kartkę. Jakby bramka została uznana dla nas pewnie poszlibyśmy za ciosem i mogło się skończyć różnie.
Robert Kasperczyk, trener Limanovii: – Wygraliśmy mecz, którego obawialiśmy się, wszyscy wiemy w jakiej sytuacji byliśmy, inny profil miał być drużyny, na trzecią ligę, nie było jednego cyklu przygotowawczego. Pomimo tego, że w drugiej połowie oddaliśmy środkową strefę boiska rywalowi, to przeczekaliśmy okres przewagi Stali, strzeliliśmy gola na 2:0, który dał nam więcej uspokojenia.
Michał Bogacz, piłkarz Stali: – Nie chcę oceniać pracy sędziego, ale kontrowersji w tym meczu było sporo. Dostaliśmy bramkę do szatni, głupia wrzutka, bramka w 46 minucie… W drugiej połowie strzeliliśmy gola, ale pani sędzina pokazała spalonego, według mnie spalonego nie było.
echodnia.eu